Seria Final Fantasy na rynku istnieje od ponad 30 lat. Jej początki sięgają końca lat 80. ubiegłego wieku, gdy japońska firma Squaresoft postanowiła pójść w ślady konkurenta, który rok wcześniej wypuścił fantastycznie przyjętą pierwszą odsłonę serii Dragon Quest. Rywalizacja przez lata była zażarta i obie marki wzajemnie się napędzały.
Jednak to właśnie Final Fantasy ostatecznie zdominowało globalny rynek jRPG-ów, stając się niejako synonimem tego gatunku. Sam jestem wielkim fanem tej marki, więc postanowiłem poświęcić kolejnym jej odsłonom osobne wpisy na blogu.
- Oryginalne wydania: 18 grudnia 1987 na NES-a
- Dostępne także na: MSX2, WonderSwan Color, PlayStation, GBA, PSP, iOS, Android, Windows Phone, Nintendo 3DS oraz PC
- Polecana wersja: Final Fantasy I – 20th Anniversary na PSP
Final Fantasy I nie jest grą, którą większość fanów serii poleci, gdy pojawi się pytanie o to, jaką odsłonę wybrać na start. Obiektywnie rzecz biorąc, FFI nie ma nic do zaoferowania, czego inne odsłony nie robiłyby lepiej. Jednak taka już charakterystyka pierwszej części serii mającej 30 lat na karku. Niemniej, uważam, że w Final Fantasy I trzeba po prostu zagrać i to nie tylko, by móc ją odhaczyć na liście gier. To, co dla wielu może być minusem w przypadku gatunku jRPG, ja uważam za zaletę tej produkcji. Pierwsze Final Fantasy jest wyjątkowo krótką grą, bo jesteśmy w stanie skończyć ją w mniej niż 10 godzin, nawet jeśli nie korzystamy z poradników. Zwykło się mówić, że FFI jest trudne, bo gra w ogóle nie prowadzi nas za rękę i nie bardzo daje wskazówki gdzie mamy pójść. I tu mógłbym się zgodzić, ale raz — lokacji w grze nie mamy za dużo, a dwa — Final Fantasy I było dziewiczą przygodą, więc i odkrywanie samemu świata w jakiś tam sposób pasuje do charakteru gry.
Osobiście podoba mi się także prostota historii. Tutaj nikt nie sili się na oryginalność, mamy wybrańców mających uratować świat. Napotkane niegrywalne postacie nie mówią więcej niż zwykły człowiek w dowolnej wiosce, więc całość ostatecznie zamyka się w prostym „uratujcie świat, ale sami ogarnijcie w jaki sposób”. Niby proste do bólu, ale w dobie gier, które kombinują jak koń pod górkę, chcąc urozmaicić historię i tym samym gubiąc się w wielu wątkach, taka prostota może być dobrym odpoczynkiem.
Nie ma jednak co się oszukiwać, ograniczeń oryginalnej gry nie da się przeskoczyć i niektóre aspekty wyglądają słabo. Weźmy na przykład muzykę, która w tej serii zawsze była bardzo ważna. W FFI mamy tak mało utworów, że niektóre lokacje nie mają swojej unikatowej muzyki. Samo Matoya’s Cave, które jest moim ulubionym utworem z tej odsłony, występuje tutaj kilka razy. Kogoś innego może odstraszyć pierwsza połowa gry, w której ciągle jesteśmy za słabi i brakuje nam pieniędzy, by kupić wszystkie czary. Gra w ten sposób zachęca nas do staroszkolnego grindu i gdy zaczniemy się w niego bawić — zepsujemy sobie grę zbyt silnymi postaciami. Gdy pierwszy raz grałem w FFI popełniłem ten błąd i gra nie była dla mnie żadnym wyzwaniem. Przechodząc tym razem kolejny raz ten tytuł, a dokładniej wersję na PSP, w grind się nie bawiłem i ciągle byłem w plecy z czarami. Produkcja była zauważalnie trudniejsza, ale ku mojemu zaskoczeniu — nie aż tak jak się spodziewałem.
Oczywiście kompletnie nie widzę sensu by ktokolwiek miał męczyć się z oryginałem wydanym na NES-a. Gra doczekała się tak wielu reedycji, że niezależnie czy gramy na smartfonach, konsolach Sony czy Nintendo — gra jest tam dostępna. Osobiście polecam wydanie na PlayStation Portable, które pojawiło się w ramach obchodów 20-lecia serii.
Dodatkowo w tym roku pojawiła się odświeżona wersja oparta na oryginale, która funkcjonuje jako Final Fantasy Pixel Remaster. I z uwagi na wierność oryginałowi, poprawioną oprawę wizualną i zremasterowaną ścieżkę dźwiękową, dobrym pomysłem jest zainteresowanie się tą wersją.
Mógłbym polecić także wersję z GBA wydaną w ramach kompilacji Dawn of Souls, jednak to wydanie jest niesamowicie rzadkie i co za tym idzie — drogie. Wersja z PSX-a cierpi za to na okropnie długie czasy wczytywania, nawet gdy wchodzimy do menu, co po kilku godzinach wyjątkowo irytuje. Wydanie na PSP jest dostępne w cyfrowej dystrybucji (za 42 zł), a jeśli ktoś będzie na siłę chciał grę na UMD, to powinien szykować się na dużo większy wydatek.
Tekst pierwotnie pojawił się lata temu na moim blogu w serwisie PSSite.com. Na potrzeby tego wpisu został odświeżony.