Horizon Forbidden West (PS5)

Pięć lat po premierze Horizon Zero Dawn holenderskie studio Guerrilla Games powraca z kontynuacją — Horizon Forbidden West — grą, która początkowo miała pomóc rozhulać nową generację konsol, ale z powodu problemów z dostępnością PS5 trafiła także na PlayStation 4. Na szczęście produkcja na tym nie ucierpiała, choć widać, że stoi w międzygeneracyjnym rozkroku i wizualnie czasami może zawodzić.

Horizon Forbidden West sprawdza się jako kontynuacja, nie wprowadzając przełomowych zmian, rozbudowując rozgrywkę na wcześniej utworzonym fundamencie. Wraca większość znanych nam bohaterów pobocznych, nadal sterujemy Aloy, a historia jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniej gry. Również w kwestii rozgrywki i kreacji świata postawiono na naturalną ewolucję. Tam, gdzie Horizon Zero Dawn niedomagało, zadbano o to, by dany aspekt znacząco usprawnić. Jeśli więc poprzedniczka przypadła Wam do gustu, to i po kontynuację możecie sięgać bez większych oporów. Koniec recenzji.

Modele postaci stoją na bardzo wysokim poziomie.

No, chyba że chcecie dowiedzieć się nieco więcej o samej grze. W takim wypadku zapraszam, choć zaznaczam, nie będę tracił czasu na to, co w moim odczuciu niepotrzebne.

Jednym z najpoważniejszych zarzutów z mojej strony wysuniętym w kierunku Horizon Zero Dawn dotyczył bardzo słabej reżyserii dialogów, które w połączeniu z mierną animacją twarzy bohaterów i nijaką polską wersją głosową zmuszały mnie do najszybszego przewijania i skipowania dialogów. W Horizon Forbidden West na szczęście tego problemu nie ma. Scenarzyści znacząco przyłożyli się do wątków pobocznych, które teraz śledzi się z równie dużą uwagą, co całą otoczkę związaną z kreacją świata w poprzedniej produkcji holendrów. Za poprawą reżyserii scenek i jakością dialogów poszła także animacja twarzy bohaterów oraz synchronizacja z wypowiadanymi kwestiami. Guerrilla Games mocno przesiadło do technologii za to odpowiadającej i efekty widać już w pierwszych minutach gry. Wiem, że dla niektórych mogą to być kompletne bzdury, jednak osobiście nie byłem w stanie wczuwać się w scenki przerywnikowe oglądane w Zero Dawn.

Obawy miałem także o sam główny wątek gry. Mocną stroną pierwszej odsłony była tajemniczość świata, nadrabiająca najwyżej średni wątek fabularny. Stopniowe odkrywanie tego, co stało się ze światem, czym była plaga Faro i w jaki sposób znaleźliśmy się w tymże miejscu, było fascynujące. W Horizon Forbidden West tej tajemniczości jest dużo mniej, jednak cała gra na tym nie cierpi. Wprowadzane są kolejne wątki do tej pory traktowane po macoszemu i to się scenarzystom udało. Jedyne, do czego po ukończeniu gry mogę się przyczepić, to upchnięty kolanem wątek wyjaśniający do końca to, co stało się z Tedem Faro. Całość zamyka się w obrębie jednej misji i kilku logów, które znajdujemy w jego grobowcu. Szkoda, bo tutaj widziałem największy potencjał fabularny. Sama historia w Horizon Forbidden West ma momenty słabsze i paradoksalnie są powiązane z głównymi antagonistami tej odsłony (tak, widzieliście ich w zwiastunach; nie, nie zdradzę, kim są, jakby ktoś jeszcze nie grał). Pozostawiają spory niedosyt i wrażenie potraktowania ich po macoszemu. Zero konkretnego rozwoju, opieranie się na oklepanych kliszach typowych dla złoczyńców (choć mając na uwadze ich historię — pasują) w popkulturze. Zdecydowanie główny wątek to aspekt, nad którym w kontynuacji trzeba jeszcze popracować. Choć nie jestem pewien, czy metoda małych kroków będzie wystarczająca, gdy weźmiemy pod uwagę zakończenie gry i to, w jakim kierunku nas one zabiera.

A co z rozgrywką? Tutaj jak wspomniałem na początku — niewiele się zmieniło. Nadal mamy do czynienia z grą oferującą otwarty świat, który tym razem jest znacznie większy i oferuje nowe metody eksploracji — latanie oraz pływanie pod wodą. Nie są one upchane na siłę i mając na uwadze, że sporo pobocznych aktywności i znajdziek możemy wykonywać po ukończeniu wątku fabularnego, późne wprowadzenie opcji latania na Solaroptakach mi nie przeszkadzało. Jeśli do tego dołożymy możliwość szybkiej podróży i krótkie czasy ładowania, kilkukrotnie większa mapa w Horizon Forbidden West nie powoduje znużenia, co jest często problemem przy kontynuacjach open worldów idących w kierunku „więcej, ale niekoniecznie lepiej”.

Ekipa Guerrilla Games przysiadła także nad systemem walki, poświęcając więcej uwagi operowaniem bronią białą, która w poprzedniczce sprawiała wrażenie dodanej na siłę. Aloy w Forbidden West oferuje bogatszy repertuar ataków, płynniejsze łączenie ich w kombinację wraz z atakami specjalnymi, które pozwalają na nakładanie na przeciwników negatywnych statusów. Oczywiście nadal najprostszym rozwiązaniem, by wyeliminować ludzkich przeciwników, pozostaje skradanie i wykorzystywanie egzekucji na każdym w zasięgu wzroku, jednak gdy zostaniemy nakryci, nie mamy wrażenia, że gra karze nas, każąc walczyć wręcz.

Pojedynki z robotami pozostały w większości bez zmian. Doszły nowe elementy, które możemy wykorzystać, również repertuar wrogów został poszerzony o nowe jednostki. Tym razem zainspirowano się m.in. plejozaurami, mamutami, triceratopsami, ogromnymi nietoperzami i żółwiami, czy (i tu nie przesadzam) Godzillą, tworząc najbardziej śmiercionośnego robo-dinozaura w całej serii. Burzoptak wydawał się trudny? Gromoszczęk powodował palpitacje serca? Przy Rzeźnikowcu to popierdółki.

Na samym początku napisałem, że Horizon Forbidden West czasami zawodzi w kategorii grafiki. Może to wydawać się przesadą, tak jednak nie jest. Oczywiście, świat gry znacząco się rozrósł, poprawiono modele bohaterów, zadbano o bogatszą roślinność. Za tym poszedł także design lokacji i usprawnione efekty wizualne, jednak w miejscu stoi jakość tekstur i modeli przeciwników, których ratuje to, że w większości mamy do czynienia z robotami, więc te z natury są kanciaste. Widać, że Guerrilla Games musiało zadbać o to, by gra odpaliła się na PlayStation 4. Pozostaje mieć nadzieję, że gdy to sprzedaży trafi trzecia część Horizona, braki w dostępności PS5 zostaną zażegnane i deweloperzy nie będą ograniczani sprzętem wydanym w 2013 roku.

Rzadko kiedy kupuję gry w dniu ich premiery. Na Horizon Forbidden West się skusiłem mimo tego, że nie jestem wielkim fanem gier z otwartym światem. Jednak Sony kolejny raz pokazuje, że ma to tego rękę i potrafi stworzyć angażującą rozgrywkę, która nie nudzi. Z Aloy spędziłem ostatecznie około 40 godzin, wbijając platynę, choć omijając część znajdziek. Grę polecę nie tylko osobom, którym podobało się Horizon Zero Dawn, ale także osobom, które do poprzedniej odsłony nie były przekonane. Kontynuacja poprawia sporo niedociągnięć, które psuł dobre wrażenie z obcowania z grą.

Podziel się:
Paweł Musiolik
Paweł Musiolik

Przez lata prowadziłem serwis PS3Site.pl/PSSite.com. Aktualnie znajdziecie mnie gościnnie m.in. na Gry-Online.pl i dziale rozrywkowym Allegro.

Artykuły: 88

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *