25 lat temu na rynku pojawiło się pierwsze PlayStation. Śmiały krok Sony, które po fiasku w rozmowach na temat partnerstwa z Nintendo postanowiło niedoszłego partnera ukarać w najlepszy dla graczy sposób. Nowy gracz na rynku gier nie miał łatwo, ale poradził sobie nadzwyczajnie dobrze, oferując wielu wspaniałe doznania, które ciągną się już przez prawie trzy dekady.
W moim przypadku, niestety, pierwszy kontakt z PlayStation miał miejsce dopiero w 1998 roku, więc w momencie, w którym konsola powolutku myślała o tym, co będzie robić na emeryturze. Nie ogrywałem więc na bieżąco wszystkich gier, ale — nie ukrywajmy — przy pomocy pirackich kopii, nadrabiałem na bieżąco wiele tytułów.
Sony urodziny PlayStation świętowało skandalicznie, wrzucając kilka nijakich wpisów na swoje kanały społecznościowe. Użytkownicy Sieci ochoczo za to dzielą się swoimi najlepszymi grami. Zestawienia te, jak słusznie zauważył Sebastian na Twitterze, są festiwalem popularności i przewijają się na nich od lat te same tytuły. Dlatego postanowiłem wpuścić nieco świeżego powietrza i polecić wam 25 tytułów, które nie przychodzą od razu na myśl, gdy mówimy o PSX-ie. Zestawienie nad wyraz subiektywne, oparte o gry, w które grałem i które z jakiegoś powodu cenię i pamiętam. Was zachęcam do dzielenia się tytułami (najlepiej z uzasadnieniem!) w komentarzu do tego artykułu.
Akuji the Heartless
Crystal Dynamics znane dzisiaj jest przede wszystkim z rebootu serii Tomb Raider, który powstał po stworzeniu kilku wcześniejszych odsłon. Jednak -naście lat temu, brytyjskie studio wypuszczało wiele różnorodnych produkcji. Seria Legacy of Kain, Gex czy Pandemonium. Nie każda gra stawała się hitem, ale poniżej pewnego poziomu studio nie schodziło. Akuji the Heartless zalicza się właśnie do tej grupy gier. Przygodowa gra akcji, w której przemierzamy krainy Podziemia, wcielając się w zamordowanego wojownika i kapłana — Akuji. Mimo że sam tytuł nie wyróżniał się niczym w sferze rozgrywki, to sporo nadrabiał ciężkim klimatem voodoo. Przyznajmy, w mało której grze głównemu bohaterowi wyrywane jest serce w dniu ślubu. Przez lata miałem do czynienia z wersją demonstracyjną dołączoną do jednego z niemieckich magazynów i gdyby nie to, to o grze bym nie miał bladego pojęcia. Co pokazuje, że nie zawsze Eidos potrafił zadbać o odpowiedni marketing. Niemniej, gier obracających się wokół tematyki voodoo jest jak na lekarstwo, więc warto spojrzeć na Akuji the Heartless przychylniejszym okiem.
Apocalypse
Zanim Neversoft wsławiło się serią Tony Hawk’s Pro Skater, na rynku zadebiutowała jedna z lepszych gier wykorzystujących wizerunek popularnego w latach 90. aktora. Oczywiście Bruce Willis, który użyczył swojego wizerunku w grze, nie był pierwszym aktorem, który wylądował w grach. Jestem jednak w stanie zaryzykować twierdzenie, że wcześniej nie mieliśmy do czynienia z tak dobrym tytułem. Apocalypse jest typowym TPS-em, który oferował w dniu premiery wyjątkowo dobrą grafikę, solidną ścieżkę dźwiękową i ponad poprawną rozgrywkę i historię. Scenarzyści gry postanowili wykorzystać biblijny motyw Apokalipsy i umieścić go w przyszłości, gdzie główny zły gry — tzw. The Reverend, planuje zesłać na Ziemię Apokalipsę. Powstrzymać mamy go właśnie my. Cała historia to tak naprawdę drobny pretekst do czynienia kinowej rozwałki. To, z czego zapamiętałem Apocalypse to wyjątkowo udane rozwiązanie w kwestii sterowania i strzelania. Zamiast kombinować, przypisano przyciskom funkcyjnym kontrolera kierunek strzału. I tak trójkąt odpowiada za strzelanie na wprost, kwadrat i kółko — kolejno w lewo i prawo, a krzyżykiem strzelamy za siebie. Rozwiązanie z dzisiejszej perspektywy może i dziwne, ale… broni się nawet po tylu latach.
Brave Fencer Musashi
Za czasów pierwszego PlayStation, portfolio Squaresoftu wypełnione było wieloma tytułami wartymi naszej uwagi, nawet jeśli nie były to hity z najwyższej półki. Brave Fencer Musashi było jednym z pierwszych, tak poważnych eksperymentów Square z RPG-iem akcji w trójwymiarze. Jak to w tamtych czasach było, zachęceni eksplozją pomysłów na nowym sprzęcie, deweloperzy podeszli do swojego projektu z rozmachem. Na pierwszy plan wysuwa się to, co mnie zawsze odpycha od gier — cykl dnia i nocy płynących w czasie rzeczywistym. Oczywiście od niego zależna jest aktywność NPC-ów w grze. Dzisiaj nie robi to takiego wrażenia, ale w 1998 roku — jak najbardziej. Oprócz tego Brave Fencer Musashi jest po prostu wyjątkowo przyjemną grą, która RPG-owy sos dodatkowo podlewa odpowiednim humorem i zestawem postaci, których ciężko nie polubić. Dlatego, nawet jeśli nie jesteście wielkimi fanami japońskich RPG-ów, to elementy akcji i zagadek logicznych są w stanie sprawić, że przygody Musashiego trafią do waszego serca. Jedynym minusem, nawet z perspektywy czasu jest brak wydania gry na rynki europejskie, co znacząco ogranicza legalne możliwości nabycia tej produkcji. A szkoda.
Bushido Blade 2
Podobnie jak Brave Fencer Musashi, Bushido Blade 2 niestety nigdy nie pojawiło się w Europie, zamykając się wyłącznie na rynki amerykańskie i japoński. W tenże sposób wiele hitów omijało spore grupy ludzi, a za hitami szły także mniejsze, acz nadal ciekawe produkcje. Seria, która niestety doczekała się wyłącznie dwóch odsłon, wyróżniała się spośród innych bijatyk tym, że walkę mogliśmy zakończyć nawet jednym ciosem. Square przygotowało na potrzeby marki Bushido Blade system obrażeń, które na to pozwalały. Bycie unikalnym niestety dla wielu pociągnęło za sobą wysoki poziom trudności, nawet w latach 90. ubiegłego wieku. Niemniej, Bushido Blade 2 warte jest zagrania. Względem poprzedniczki usprawniono system walki, dołożono postaci i broni, znacząco poszerzając dostępny repertuar. Krokiem w tył był za to pocięty tryb kampanii, w którym zrezygnowano z otwartej mapy na rzecz krótkich potyczek. Mimo że rynek bijatyk znacząco się rozwinął i aspekty techniczne deklasują gry sprzed 20 lat, to jednak unikalny typ rozgrywki sprawia, że Bushido Blade 2 może w dzisiejszych czasach kusić mocniej, niż komukolwiek może się wydawać.
Chocobo Racing
Rynek gier od zawsze funkcjonował na prostych zasadach. Jeśli gra jakiejś firmy stawała się gigantycznym sukcesem, momentalnie znajdowali się naśladowcy, chcący uszczknąć jak najwięcej z nowego tortu. Tak było po debiucie i sukcesie serii Mario Kart, której naśladowcy pojawili się na potęgę w trakcie ery 32-bitowych konsol. Dla wielu pierwszym skojarzeniem (i często jedynym) będzie Crash Team Racing, inni wskażą Diddy Kong Racing czy od biedy Speed Freaks. Ja miałem do czynienia jeszcze z kilkoma innymi grami, ale do zestawienia wybrałem eksperyment Square Enix, przede wszystkim z uwagi na moją słabość do marki Final Fantasy. Chocobo Racing wykorzystuje najpopularniejszą serię jRPG na rynku, wrzuca to wszystko w gokarty, doprawiając rozgrywką, którą określić można mianem krótkiego „w porządku”. Chocobo Racing ma jednak w sobie coś, co sprawiło, że ciepło wspominam tego nieco zapomnianego średniaka. Uczciwie jednak uprzedzam, że bez sentymentu gra może was wynudzić brakiem wyzwania i jakichkolwiek nowości w gatunku.