Żyjemy w erze post-dark-soulsowej. Jakkolwiek byśmy nie chcieli obśmiać kultu wytworzonego wokół serii From Software, gatunek soulslike zmienił branżę gier. Widząc sukces serii Dark Souls, kolejne firmy próbują szczęścia i chcą uszczknąć dla siebie kawałek tego tortu. Niektórym wychodzi to lepiej, innym gorzej. Deck13 ze swoją serią The Surge wstrzeliło się gdzieś pomiędzy, tworząc dosyć dobrą grę, pokazującą, że za pomysłami deweloperów stoi pewien potencjał. Tylko i wyłącznie od nich zależało, czy zostanie on wykorzystany.
Wyszło…jako tako. The Surge 2 jest dla mnie idealnym zobrazowaniem powiedzenia, że lepsze jest wrogiem dobrego. Pierwsza odsłona serii krytykowana była za zbyt małe i monotonne lokacje (przypominam, akcję umiejscowiono w kompleksie naukowo-biurowym), toteż w kontynuacji oddano nam kompletne miasto wraz z pobliskimi regionami, dbając o różnorodność widoków. Na papierze — świetny pomysł, prawda? W praniu wychodzi na to, że za rozmiarem lokacji poszło niestety pogorszenie oprawy wizualnej i spore problemy techniczne na PlayStation 4. The Surge 2, podobnie jak poprzedniczka, oferuje na PS4 Pro opcję wyboru gry w 60 FPS lub z lepszą grafiką w 30 FPS. Problem jest taki, że opcja lepsza grafika nie poprawia jakości obrazu na tyle, by rezygnować z 60 klatek na sekundę. Co gorsza, niezależnie od naszego wyboru, narażamy się na spadki płynności, okropne doczytywanie się tekstur (choć zdarza się, że tekstury nie wczytają się w ogóle) oraz zero wygładzania krawędzi, przez co całość wygląda jakby psu z gardła wyjęte. Albo odpalone na Switchu.
Ktoś może złapać się za głowę i zapytać — dlaczego akurat zaczynać od tego aspektu gry? W mojej opinii The Surge 2 jako kontynuacja nie musiało zbyt wiele zmieniać. Nie widziałem potrzeby tworzenia na siłę bardziej rozległych lokacji. Ważniejsze jest dla mnie, by te były zrobione z pomysłem. I tutaj na szczęście się nie zawiodłem. Zdecydowana większość, tak jak w poprzedniczce, jest interesująca, a skróty poukrywane przez deweloperów są świetnie rozplanowane, co pokazuje, że jeden z mocniejszych aspektów poprzedniczki ma się dobrze. Czy The Surge 2 byłoby gorsze, gdyby miało mniejsze lokacje? Nie. Mogłoby działać lepiej, co jest sensowniejszym rozwiązaniem. A skoro przy lokacjach i poziomie technicznym już jestem. Na moment pisania recenzji, konsolowa wersja ma poważne problemy z poziomami gamma, kompletnie ignorując ustawienia jasności w menu gry. Efekt? Większość lokacji jest tak ciemna, że nic nie widzimy, co w połączeniu z poukrywanymi przeciwnikami powoduje frustrację z kolejnego zgonu. Deweloper o problemie wie (jak i pozostałych), ale ich naprawa zajmuje zdecydowanie za długo.
No dobra, ale jeśli ktoś jest kompletnie niewrażliwy, na aspekt techniczny wykonania gry zapyta, czy rozgrywka w The Surge 2 jest w jakimś stopniu popsuta. Krótka odpowiedź — nie jest. Na szczęście Deck13 nie popsuło udanego systemu walki, skupiającego się na mierzeniu w poszczególne kończyny, by ostatecznie je odrąbać atakiem kończącym. System walki rozwinięto o opcję parowania kierunkowego. Działa to tak, że możemy odbić atak, wychylając w odpowiednim kierunku i momencie, prawy analog. Mając na uwadze, że możemy zamontować sobie wszczep, który pokazuje kierunki ataków, całość jest wyjątkowo prosta do opanowania i problemy sprawić mogą jedynie dłuższe kombinacje parowania w przypadku niektórych bossów. Walka na szczęście nie kręci się wokół parowania i jeśli przyzwyczajeni jesteście do uników, ataków z doskoku i zachodzenia wroga od tyłu, to spokojnie dacie sobie radę z każdym.
Zmiany zaszły także w rozwoju postaci i systemach, które obowiązują w The Surge 2. Po pierwsze wyrzucono statystykę specjalizacji w danym rodzaju broni, dzięki czemu nie jesteśmy karani za częste zmienianie oręża. Poza tym Deck13 oddało nam opcję stworzenia sobie kilku zestawów uzbrojenia, które łatwo przełączamy w menu za pomocą ruchu gałki analogowej. To, w połączeniu z dostępną w każdej placówce medycznej opcji powtórnej dystrybucji punktów statystyk za drobną opłatą sprawia, że tworzenie własnego buildu i reagowanie na stawiane przez grę wyzwania jest płynne i niczym nieograniczone. Zróżnicowanie oręża i zestawów ekwipunku zostało na dobrym poziomie, dzięki czemu mamy w czym wybierać. Choć niestety nie rozwiązano problemów z balansem gry, gdzie niektóre zestawy są ewidentnie lepsze od pozostałych.
Krokiem wstecz względem poprzedniczki jest za to opowiadana historia. Scenarzyści rozwinęli pomysł z nanitami, ale odarto fabułę z tajemniczości, która była mocną stroną jedynki. Tam na dzień dobry nie wiedzieliśmy nic, stopniowo poznawaliśmy pokręcony świat, który zaskoczył Warrena. Im dalej w las, tym robiło się ciekawiej i sama końcówka była bardzo dobrym zwieńczeniem całości. Tutaj wstęp wygląda, jakby sami scenarzyści nie mieli pomysłu, jak zacząć historię. Ta opiera się na — początkowo — bieganiu za tajemniczą dziewczynką Atheną, by w drugiej połowie gry zajmować się kultem, którego przywódca odpłynął do stratosfery wraz ze swoimi poglądami i religijnymi fiksacjami.
Dorzuciłbym też nijaką ścieżkę dźwiękową, ale ona nie ma większego znaczenia dla odbioru gry. Z The Surge 2 jest tak, że jeśli podobała wam się poprzedniczka, to i kontynuacja przypadnie do gustu. Wiem, że to jest wyjątkowo oklepane stwierdzenie, ale w tym przypadku pasuje. Tak po prostu. Niezdecydowani mają za to twardy orzech do zgryzienia. Osobiście namawiam do zaryzykowania, jednak za kilka tygodni, gdy warstwa techniczna gry dogoni rozgrywkę. Gra przy okazji zdąży nieco potanieć, więc i zachęta będzie odpowiednio większa. Nie jest to kontynuacja idealna, nie jest to gra bardzo dobra. Półtora kroku w przód, jeden w tył. Mniej więcej tak wygląda The Surge 2.