Tactics Ogre: Let Us Cling Together jest idealnym przykładem, że gry z niedociągnięciami mogą być uznawane za najlepsze w swoim gatunku. Wydany na PSP remake gry ze SNES-a wywrócił większość systemów gry, okupując to problemami z balansem. Remaster w postaci Tactics Ogre: Reborn naprawia sporo rzeczy, zmienia jeszcze więcej.
W czasie gdy cały mainstreamowy segment gierkowego świata zachwycał się Triangle Strategy, po cichu czekałem na oficjalne potwierdzenie plotek mówiących o odświeżeniu Tactics Ogre, gry w której zakochałem się w ciągu paru chwil od pierwszego kontaktu w 2010 roku. Oficjalna zapowiedź w sierpniu 2022 roku mocno mnie ucieszyła, przynosząc jednocześnie sporo niepewności. Z jednej strony zapowiadano poprawy w balansie i naprawienie tego, co w wydaniu na PSP się nie sprawdziło, z drugiej ponownie wywracając wszystko do góry nogami. Nie kręciłem nosem, mam ogromne zaufanie do Yasumiego Matsuno, więc postanowiłem poczekać do premiery i sprawdzić samemu.
Po spędzeniu kilkudziesięciu godzin, w których liznąłem może 1/3 całkowitej zawartości Tactics Ogre: Reborn muszę przyznać, że najbardziej z remastera zadowoleni będą ci, którzy wcześniej nie mieli do czynienia z tą produkcją. Wprowadzone przez deweloperów zmiany: uproszczenie craftingu wyrzucając z niego losowość stworzenia przedmiotu), wyrzucenie zbędnych elementów systemowych, przerobienie statystyk na modłę innych gier z tego gatunku i dodanie opcji przyspieszania walk sprawiają, że początkującym graczom nieco łatwiej będzie wgryźć się w bogactwo zawartości Tactics Ogre.
Z drugiej strony osoby ogrywające wcześniej wersję na PSP poczują się zagubione i dużo czasu zajmie im przetrawienie wszystkich zmian. Wyrzucono TP odpowiadające za umiejętności, wrzucając je do worka z zaklęciami korzystającymi z MP. Część przerobiono na zdolności pasywne, które aktywują się losowo (choć im wyższy poziom, tym częściej). Na pole walki postanowiono dorzucić losowo pojawiające się karty wzmacniające tymczasowo walczących z obu stron. To w połączeniu z inflacją statystyk, o której wcześniej mówiłem, sprawiło podniesienie poziomu trudności wielu starć, wydłużając je nawet dwukrotnie. Na szczęście za tym poszły znaczące uprawnienia w sztucznej inteligencji postaci z obu stron konfliktu, przez co aktywowanie opcji oddania kierowania bohaterami w ręce SI ma znacznie więcej sensu i pozwala przebrnąć przez wiele potyczek.
Pozytywnie oceniam także powrót do starego systemu rozwoju postaci. W wersji na PSP wbijaliśmy poziomy każdej klasie z osobna, przez co traciliśmy mnóstwo czasu na grind, gdy zapragnęliśmy zmian. W Tactics Ogre: Reborn poziomy powiązano z postaciami jak w większości jRPG-ów. Dorzucono także specjalne przedmioty podnoszące poziom postaci, jeśli chcemy zaoszczędzić nieco czasu. Zdobywamy je, wykonując poboczne wyzwania w trakcie walk (kolejna nowość) lub w momencie, w którym dobrniemy do tymczasowego limitu poziomu postaci. Wtedy nadmiarowe punkty doświadczenia zostają przekonwertowane na specjalne przedmioty.
Limit, o którym wspominam wyżej, jest sztucznym ograniczeniem ze strony deweloperów, by przystopować zapędy grindowania i trywializowania poziomu trudności w walkach. Kontrowersyjny zabieg, na dłuższą metę jednak mi nie przeszkadzał, bo zachęcał do eksperymentowania z różnymi klasami postaci i próbowania różnych pomysłów, gdy walki szły nie po mojej myśli. W tym miejscu warto też wspomnieć o istnieniu systemu Chariot, dzięki któremu gra zapamiętuje ostatnie 50 ruchów w trakcie walki, dzięki czemu możemy w dowolnej chwili cofnąć nasze decyzje i rozegrać starcie w zupełnie inny sposób.
Największą zaletą Tactics Ogre: Reborn nie jest jednak system walki i rozwoju postaci, a warstwa fabularna i wszystko, co z nią się wiąże. Matsuno uwielbia pisać poważne historie, w których nie ma jasno zdefiniowanych protagonistów i antagonistów, a nasze wybory przynoszą poważne konsekwencje. W Tactics Ogre widać to najmocniej. Nie mamy tutaj jednego wątku biegnącego przez całą grę. W wybranych punktach nasze decyzje pchają historię na różne tory, przedstawiając wydarzenia wojenne z różnych perspektyw. W docenieniu świetnych kreacji postaci pomagają nagrane na potrzeby remastera dialogi oraz zaaranżowana ścieżka dźwiękowa.
Produkcja Matsuno jest tym typem gry, przy której ukończenie fabuły jest wstępem do całej zabawy. Gdy pierwszy raz pokonamy ostatniego bossa zyskujemy możliwość pełnego korzystania z systemu World pozwalającego nam skakać między najważniejszymi momentami historii i rozegrać ją w zupełnie inny sposób, zyskując dostęp do nowych lokacji, postaci, które możemy zrekrutować i pobocznych historii czekających na odkrycie. Korzystając z tej opcji wyciśniemy z Tactics Ogre: Reborn absolutne maksimum. Uprzedzam jednak, bez rozwiniętych postaci część historii dodatkowych i aktywności, w tym Palace of the Dead (opcjonalny dungeon na 30-40 godzin), pozostanie poza zasięgiem.
Największe kontrowersje ostatecznie wzbudziła chyba oprawa wizualna. Widać, że część elementów została zrobiona od nowa, jednak większość, w tym sprite’y, po prostu przeskalowano z wykorzystaniem sztucznej inteligencji i tam, gdzie tego wymagała potrzeba, wprowadzano ręczne poprawki. Nie wygląda to aż tak źle, jednak purystom wizualnym będzie to przeszkadzać i najlepiej obejść to grając w Tactics Ogre: Reborn albo na konsoli Nintendo Switch, albo Steam Decku, gdzie wyświetlacz jest znacznie mniejszy niż standardowy TV.
W całej recenzji mogę naprodukować ściany tekstu i rozgrzebywać każdy aspekt na czynniki pierwsze, jednak najważniejszą kwestią będzie to, czy z tym tytułem można się dobrze bawić. Odpowiedź jest prosta. Można, jeszcze jak. Starzy wyjadacze będą musieli przełknąć część zmian, które w moim odczuciu wyszły produkcji na dobre. Nowicjuszom za to nic nie będzie przeszkadzało i od pierwszej chwili będą mogli zagłębić się w najlepszą pod względem fabularnym produkcję w tym gatunku.
Tactics Ogre: Reborn to must-have dla fana taktycznych RPG-ów. Po prostu.