Mimo moich obaw, które pojawiły się po krótkim ograniu bety, Nioh 2 ostatecznie przebija jakością pierwszą część serii stworzonej przez ekipę Team Ninja. A o taki werdykt kontynuacji było wyjątkowo ciężko, gdy pod uwagę weźmiemy mój zachwyt pierwszym Nioh. Deweloperzy musieli zdać sobie sprawę, że dwa razy na efekcie nowości nie da się zwojować świata, więc trzeba siąść nad tym, co już się stworzyło, zebrać opinie ze stron wszelakich i ostatecznie oszlifować niedociągnięcia, dbając o nowości. Największą pułapką jest wtórność i stagnacja systemowa, ale obu rzeczy udało się uniknąć.
Pierwsza odsłona Nioh znajdowała się w produkcji przez ponad 10 lat, szukając pomysłu na siebie. To, co początkowo miało być kolejnym odpryskiem gatunku musou, znalazło swoją przystań w gatunku soulslike. Zamiast jednak bezpiecznie klonować to, czym zachwycił się rynek, dorzucono do tego doświadczenie z tworzenia systemu walki wprost z serii Ninja Gaiden, poszerzono aspekty RPG-owe, a także dorzucono dziesiątki tysięcy kombinacji statystyk przedmiotów, wprost z gatunku hack 'n’ slash. Wyszło nadzwyczajnie dobrze. A co z Nioh 2? Team Ninja nie wywróciło wszystkiego do góry nogami, nieco rozbudowało system, by ten wydawał się świeży mimo pozostawienia rdzenia bez zmian. Na szczęście, bo trzon rozgrywki to coś, co praktycznie nie wymagało zmian i nawet jeśli nie wprowadzono by nowości, to i tak byłbym zadowolony.
Niemniej, system walki ewoluował i mimo początkowego kręcenia nosem po becie, kilka godzin spędzonych z nowościami ostatecznie mnie do nich przekonało. Największą nowością jeśli chodzi o system walki, jest tzw. burst counter, czyli kontra, którą możemy wyprowadzić, posiadając przynajmniej jeden pasek wskaźnika animy. Ataki przeciwnika, które możemy kontrować, oznaczone są czerwoną aurą, ale zależnie od typu duszy, który wybierzemy, kontrować możemy w trzech momentach. Udane wykonanie ruchu powoduje znaczące obniżenie wytrzymałości wroga i łatwiejsze sprowadzenie do staggera, w którym nasze ataki przerywają kombinację przeciwnika. Warto poświęcić temu parę chwil, bo Team Ninja wokół tej mechaniki zbudowało praktycznie każdą potyczkę z bossem.
Wspomniałem też o pasku animy, który powiązany jest z równie dużą nowością. Nasz bohater może teraz zamieniać się w Yokai (po naładowaniu wskaźnika Amrity), a także ekwipować rdzenie dusz pokonanych wrogów, co pozwala na korzystanie z ich umiejętności aktywnych oraz pasywnych statystyk. Początkowo zabieg ten wydawał mi się kompletnie niepotrzebny, ale muszę oddać, że konstrukcja lokacji i potyczek bierze pod uwagę nowe mechaniki, przez co szybko się adaptujemy do większych możliwości, jakie zostały dla nas przygotowane. Tym bardziej że repertuar Yokai również poszerzono, co zachęca do eksperymentów z buildami, a i tych dzięki obecności Animy i dorzuceniu nowych typów uzbrojenia, jest znacznie więcej.
Team Ninja wzięło sobie także do serca uwagi płynące z ust graczy i raz jeszcze usiadło nad projektami lokacji. W poprzedniej odsłonie nie były one może złe, ale też niczym się nie wyróżniał i jeśli ktoś zapytałby mnie teraz o jakieś przykłady, wzruszyłbym ramionami, gdyż nic w głowie mi nie zostało. W Nioh 2 jest lepiej, choć nadal lata świetle za geniuszem ekipy Form Software w projektowaniu lokacji. Niemniej, teraz skróty w lokacjach mają nieco więcej sensu, rozkład poszczególnych pomieszczeń czy odnóg wypada nieco lepiej. Lekką ryską może być beznamiętny recykling wielu lokacji w drugiej połowie gry, choć można to w jakimś stopniu zrzucić na karb powiązania fabularnego jedynki z dwójką. Niemniej – starsze lokacje zawsze można odpowiednio zmodyfikować, oddać nam miejsca, których wcześniej nie eksplorowaliśmy. Tutaj niestety deweloperzy poszli po linii najmniejszego oporu, wrzucili plansze z poprzedniczki i ogłosili fajrant. Cóż…
Nie zmieniło się za to jedno – główna oś rozgrywki. Wbrew niektórym głosom chcącym zaszufladkować grę Koei Tecmo jako typowe soulslike, Nioh 2 pozostaje wierne wcześniejszemu miksowi i mamy do czynienia bardziej RPG-iem akcji, do którego dorzucono mechaniki z gatunku soulslike, dynamikę walk inspirowaną serią Ninja Gaiden oraz tzw. gameplay loop rodem z hack 'n’ slashy, czyli ciągłą pogoń za lepszymi wersjami danego ekwipunku, by stworzyć idealny na dany moment build naszej postaci. Z racji tego, że Nioh 2 oferuje nowe rodzaje broni (podwójne siekiery, kosa), na zebranie czeka znacznie więcej rzeczy. Jasne, większość będzie miała dla nas zerową wartość, ale to się nie zmarnuje. Niepotrzebny sprzęt albo sprzedany, przemielimy na komponenty potrzebne do wykucia/przekucia oręża, albo podarujemy w Chramie jako ofiara dla bogów i dostaniemy w zamian amritę, czyli walutę potrzebną do podnoszenia poziomu naszego bohatera. Jeśli więc przy skojarzeniach pojawi wam się Diablo 3, to nazwanie Nioh 2 „Diablo w trójwymiarze” nie będzie aż tak bardzo przesadzone, choć niektórych może takie zestawienie zdziwić.
Zasadnym będzie także pytanie, czy w Nioh 2 zrobiono coś z poziomem trudności. Podobnie jak w poprzedniczce, im dalej w las, tym łatwiej z uwagi na mocniejszy sprzęt, nowe umiejętności aktywne i pasywne, a także z uwagi na zaznajomienie z systemem walki. Początki są trudne, dla wielu nawet bardzo. Mimo że z pierwszym Nioh spędziłem ze 120 godzin, to zanim nauczyłem się gry na nowo, wysoki próg wejścia podnosił mi ciśnienie. Niby jest nieco łatwiej, bo deweloperzy postanowili dołożyć opcję przyzwania pomocnika sterowanego przez SI. Taki wirtualny towarzysz staje się dostępny, jeśli dany gracz zostawi w danym miejscu ślad po sobie, a my mamy odpowiednią liczbę kubków ochoko służących do przywoływania. Jeśli graliście w serię Souls od From Software, to będziecie od razu wiedzieli, o co chodzi.
Fabularnie Nioh 2 jest w większej części prequelem wydarzeń z pierwszej odsłony, co pozwoliło scenarzystom na nieco więcej swobody. Główny wątek kręci się wokół próby połączenia Japonii w jeden kraj pod bannerem klanu Oda. Jest to o tyle ciekawy zabieg, że nawet grając w kontynuację i wiedząc jaki los czeka poszczególnych bohaterów, chętnie czekamy na kolejne wydarzenia. Prawdziwa historia przeplatana jest z fikcją, co podobnie jak w poprzedniczce, wyszło wyjątkowo dobrze. Zrezygnowano z predefiniowanego głównego bohatera, oddając nam w ręce rozbudowany kreator postaci. Fabuła jednak na tym nie cierpi, gdyż nasza postać przez większość czasu jest po prostu tłem do wydarzeń dziejących się wokół nas. Obojętnie jak dziwnie to brzmi, gdy weźmiemy pod uwagę, jaką ostatecznie rolę pełnimy. Dobrze odebrałem też puszczanie oka w kierunku graczy mających doświadczenie z Nioh. Nie będę jednak psuł wam zabawy i zdradzał tu cokolwiek.
Gdy popatrzymy na techniczny aspekt Nioh 2, wydawać się może, że tytuł nie zanotował jakiegoś większego postępu względem poprzedniczki. Moje wrażenie szybko zostało rozwiane po tym, gdy na chwilę wróciłem do zabawy z pierwszą odsłoną serii. Być może mój pierwotny osąd zaburzyła mglista pamięć, być może PC-towa wersja gry, którą odpalałem jakiś czas temu. Niezależnie od powodu, zbyt surowo oceniłem Nioh 2 na start. Team Ninja przysiadło nad silnikiem, czego efektem jest lepsza grafika, co widać zwłaszcza w trybie akcji (na PS4 Pro, jak z PS4 – nie wiem). Tak jak w poprzedniej odsłonie, tak i tutaj oddano nam trzy tryby graficzne. Jeden maksymalizuje rozdzielczość i efekty kosztem płynności, drugi oferuje odblokowane klatki (w praktyce skaczące między 40 a 50 FPS) z nieco wyższą rozdzielczością, a tryb akcji to solidne przez większość czasu 60 FPS w rozdzielczości ekranu 1080p z nieco przyciętymi efektami graficznymi.
Zaimplementowano także obsługę technologii HDR, która wypada przyzwoicie, choć do najlepszych gier w tym aspekcie (Horizon Zero Dawn) sporo brakuje. Niemniej, widać, że kierunek artystyczny szedł właśnie w kierunku maksymalizowania obsługi HDR i lokacje tworzono tak, by osoby z odpowiednimi telewizorami mogły skorzystać z dodatkowych umilaczy wizualnych. Bez włączonego HDR gra wydaje się nieco płaska jeśli chodzi o zakres wyświetlanych kolorów.
Aspekty dźwiękowe gry nie uległy większej zmianie. Bohaterowie nadal porozumiewają się po japońsku, co nadaje grze klimatu, a ścieżka dźwiękowa wypada równie dobrze, co w poprzedniczce. Na liście utworów znalazło się parę kawałków, które były obecne w Nioh i przygrywają w takich momentach, w których na naszej twarzy pojawi się uśmiech. Oczywiście, jeśli przygodę z Nioh mamy już za sobą.
Ostatecznie tak, jak pierwsza odsłona Nioh mnie pozytywnie zaskoczyła, tak Nioh 2 wysokie oczekiwania względem kontynuacji uniosło na swoich barkach. Team Ninja nie grzebało za bardzo w systemie, nieznacznie go rozwijając, bo skoro coś działa, to po co wymyślać koło na nowo? Nowe elementy rozgrywki nieco ułatwiają poziom trudności, ale nadal nie jest łatwo, przynajmniej na samym początku gry. Jeśli poprzednia odsłona wciągnęła was bez opamiętania, to i z kontynuację będzie podobnie. Jeśli w pierwsze Nioh nie mieliście okazji zagrać, to sprawdźcie wpierw jedynkę i później zabierzcie się za Nioh 2. Bo warto. Dla mnie to jedna z najlepszych gier tej generacji.