Gry tworzone na bazie filmów i animacji dla dzieci są nieodłącznym elementów rynku gier, towarzysząc mu praktycznie od początku. To, z czym kojarzymy ten segment rozgrywki, zawiera się z reguły w niskiej jakości produkcji, tworzonej jak najmniejszym kosztem, byleby wrzucić tytuł na rynek w okolicy debiutu nowego filmu/animacji/serialu (niepotrzebnie skreślić). W ciągu ostatnich lat konsolowi i PC-towi gracze mogli zapomnieć o grach na licencji, gdyż te w drugiej połowie poprzedniej generacji konsol przeniosły się masowo na smartfony i gry przeglądarkowe. Coś jednak się zmieniło i mniej więcej w połowie tej generacji wydawcy ponownie zaczęli zasypywać nas grami na licencji.
Monkey King: Hero is Back zalicza się do tych lepszych przedstawicieli swojej niszy. Oasis Games wespół z uzdolnionym studiem HexaDrive (to ci, którzy uratowali kolekcję Zone of the Enders na PS3) postanowili skorzystać z licencji animowanego filmu z 2015 roku (o tym samym tytule co gra) i wydać produkcję na konsole i PC-ty. Mając na uwadze chińskie pochodzenie dewelopera, nie powinno nikogo dziwić, że to właśnie animowana historia o Sun Wukongu, czyli Małpim Królu, została wybrana do egranizacji.
Jeśli należycie do tej samej grupy co ja, tj. nie mieliście pojęcia, że cztery lata temu powstała animacja Monkey King: Hero is Back, to korzystając z dobrodziejstw Sieci i nadrobieniu potrzebnej mi wiedzy wyjaśniam. Gra, tak jak animacja, opowiada historię mitycznego Sun Wukonga (tutaj nazywanego także Dashengiem), który został uwięziony przez Buddę po tym, jak zapragnął podbić niebiosa 500 lat przed wydarzeniami, w których bierzemy udział. Uśpionego w kryształowym więzieniu Małpola (tak, w polskiej wersji tak nazywany jest bohater) znajduje mały chłopiec o imieniu Liuer, który uciekając przed armią głównego złego, wpada do zapomnianej jaskini. Żeby Dashengowi nie było za łatwo, Budda nałożył mu ograniczający jego moc łańcuch. Ten odpadnie, gdy bohater będzie wykonywał dobre uczynki. I tak o to wyrusza w drogę, której celem jest ocalenie porywanych od lat małych dzieci.
Fabuła jest oklepana, ale bądźmy ze sobą szczerzy — gra powstała na bazie animacji dla dzieci, więc historia musi być prosta i łatwo przyswajalna dla najmłodszych. Więc już teraz mogę powiedzieć, że jeśli wasza pociecha uwielbia animowany film Monkey King: Hero is Back, to i gra się jej spodoba. Choć mając na uwadze poziom trudności, to tytuł raczej jest dla dzieci wieku od 8 do 12 lat. Dla młodszej osoby elementy platformowe i niektóre walki będą za trudne.
A co z resztą?
Cóż, gdybym do Monkey King: Hero is Back przykładał identyczną miarę jak do wszystkich gier, musiałbym napisać, że to gra do zapomnienia. 6 godzin historii z irytującymi dorosłego człowieka bohaterami, prostą, opartą na każdym możliwym schemacie rozgrywką. Do tego z nieco problematyczną kamerą, która czasami nie wie, jak ma się ustawić i pokazuje nam ścianę oraz z lekkim opóźnieniem w sterowaniu, co daje w kość, gdy skaczemy po platformach. Na szczęście w grze więcej jest samej walki, a ta wypada znośnie. Zwłaszcza gdy sobie naszego bohatera ulepszymy i zyskami kilka dodatkowych ataków magicznych. Choć z nich korzystałem wyłącznie pod koniec gry, gdy zabawy w kotka i myszkę z bossami zaczynały mnie męczyć. Oprócz tego zbieramy jakieś śmieci, z których wytwarzamy przedmioty, szukamy bogów Ziemi, za których ulepszamy głównego bohatera magiczną herbatką oraz zwojów, będących tutaj jeszcze jedną znajdźką, opowiadającą nam nieco więcej o samym świecie.
Na Twitterze zostałem zapytany, czy Monkey King: Hero is Back to dobra gra. Skłaniałbym się do nazwania jej średniej, ze wskazaniem w kierunku czegoś lepszego. Po prostu nie ma tutaj niczego, czym bym się sam zachwycił, ale deweloper przyłożył się też na tyle, że nie mamy do czynienia z absolutnym crapem. Na korzyść gry działa także pełna polska wersja, z której zadowoleni będą najmłodsi. Tym bardziej że wypada ona dobrze, a w głównej roli usłyszeć możemy bodajże Jarosława Boberka. Jeśli więc chcecie kupić ten tytuł (obojętnie, czy dla siebie, czy dla dzieciaka), to poczekajcie do obniżek. Około 170 złotych, jakie trzeba zapłacić za ten tytuł w tym momencie to za dużo. Sto złotych brzmi sensowniej.